Gdynia. Dwa dni szaleństw, dwa dni totalnych korków, a wszystko to za sprawą Red Bull Air Race, który ściągnął do miasta setki tysięcy osób.
Aby nie pchać się do ścisłego centrum, gdzie porzucenie samochodu graniczyłoby z cudem, zaparkowaliśmy w Orłowie, przy jednym z centrów handlowych, skąd udaliśmy się na plażę, możliwie blisko miejsca rozgrywania podniebnych rywalizacji. Miejscówka idealna, prawie vipowska, a do tego za free 😉 Kawał miejsca na rozłożenie koca tuż przy plaży, szum morza, miejsce leżące lub siedzące, jak kto woli. A do tego kawał nieograniczonego innymi głowami nieba, po którym śmigały samoloty różnej maści, od akrobatycznych biorących udział w zawodach, przez ekipę odrzutowców Breitlinga, aż po niesamowicie nisko lecącego Dreamlinera machającego skrzydłami do publiczności.
Po kilku godzinach spoglądania w niebo poczuliśmy się głodni. Mieliśmy ochotę na sushi. Kiedy doczłapaliśmy się na miejsce, okazało się, że obłożenie jest tak wielkie, że na zamówienie przyszłoby nam czekać ponad 50 minut. Sporo, jak dla kogoś, komu w brzuchu kiszki marsza grają. Zrezygnowaliśmy, naiwnie licząc, że nieco dalej znajdzie się miejsce, gdzie nie trzeba będzie aż tyle czekać na zaspokojenie głodu. Szukanie wolnych miejsc w jakiejkolwiek już knajpce zajęło nam jednak więcej czasu, niż gdybyśmy grzecznie poczekali w suszarni. Usiedliśmy więc w Monte Verdi na Wybickiego 3, gdzie akurat zwolniło się miejsce. Zamówiliśmy trzy różne pizze, napoje i kawy. Po ok 30 minutach doczekaliśmy się zamówienia. Kawę dostałam jeszcze później niż samą pizzę, co w sumie jest zgodne z regułami sztuki, niemniej jednak chciałam napić się jej wcześniej.
Jeśli chodzi o samo jedzenie, to było ono smaczne, chociaż jednogłośnie stwierdziliśmy, że za mało doprawione. Nie wiem, być może to pośpiech sprawił, że szef kuchni, podobno neapolitańczyk nie dopilnował finalnego produktu. Na każdym stole dostępna była pyszna oliwa ziołowo-czosnkowa, która spowodowała, że nawet niedojedzone ranty pizzy stały się przepyszną focaccią, a także doniczki ze świeżą bazylią. Brakowało mi jedynie świeżego mielonego pieprzu, którym można by było doprawić swoje danie.
Mimo wszystko, jeżeli będziecie w Gdyni zajrzyjcie do Monte Verdi. Może w normalny dzień, bez tłumów będziecie mogli się rozkoszować jedzeniem zbliżonym do włoskich klimatów.
Co o tym myślisz?