W rożnych zwariowanych miejscach już bywałam, to totalnie powaliło mnie na kolana. Mowa tu o Eat Me Drink Me, całkiem sporej kawiarni położonej na warszawskich Kabatach.
Wszystko jest tu inne. Na suficie rośnie trawa, wiszące lampy są w kształcie kapeluszy i dzbanków, podłoga przypomina szachownicę, nietuzinkowe fotele i sofy, pośrodku wyrasta wielkie drzewo a Panie ubrana w fikuśne fartuszki w zegary. Wszelkie skojarzenia z „Alicją w Krainie Czarów” nie są czysto przypadkowe. Gdzie się nie obejrzeć można zobaczyć motywy z książki Lewisa Carrolla. Wystrój naprawdę magiczny, brakuje tu jedynie białego królika. Chociaż kto wie?
A jedzenie? Całkiem tego sporo. Oprócz deserów takich jak ciasta, tarty, lody (w sezonie) czy ciastka, znajdziemy także sałatki, makarony a także napoje – kawy, aromatyczne herbaty i szejki.
Ceny? Hmm… jeśli chodzi o desery to uważam, że ceny są dość wysokie, jednak sposób podania jest rewelacyjny z dbałością o szczegóły. Ceny pozostałych dań są też raczej powyżej przeciętnych, ale być może to wina lokalizacji.
Co warto zjeść? Zależy co kto lubi. My z racji dość wczesnej godziny zamówiliśmy:
- Panecake King of Harts – osiem puszystych, grubych naleśników polanych syropem klonowym z porcją świeżych truskawek i bananów, udekorowane sosem truskawkowym i płatkami róży. Do tego porcja serka homogenizowanego (14,90). Pycha!
- muffinka zatopiona w kremie z mascarpone (14 zł). Pycha!
- herbata rozgrzewająca z pomarańczą, cynamonem, goździkami i miodem. Spodziewałam się czegoś pozytywnie zaskakującego, a jedyne co mnie zaskoczyło to gorzka skórka pomarańczy
Na uwagę zasługuje też… toaleta! Jak Wam się podoba?
Polecam 🙂
Co o tym myślisz?