Dwa samochody, trzy kobiety, szóstka dzieci i ze dwadzieścia tobołków ze smacznościami. Wczorajsze grillowanie na lubelszczyźnie uważam za bardzo udane. Cisza, spokój, trawa do pasa i brak codziennych obowiązków! Do tego grill. Luz, blues, żyć nie umierać! Co ciekawe, nawet dzieci były tak zajęte, że porządnie mogłam odpocząć. Dziewczyny zresztą także 🙂
Były kiełbaski, była kaszanka i świetnie zamarynowana przez Kasię karkówka. Do tego zwykłe buły, pieczone serki halloumi, nieco lżejsza sałatka z kaszą jaglaną i bobem, o której jeszcze dziś napiszę, grillowana kukurydza i świetna orzeźwiająca lemoniada z ogórkiem, cytryną i miętą, która wszystkim smakowała, choć widok pływających w wodzie ogórków był lekkim zaskoczeniem dla młodszej części towarzystwa.
Zastawa jednorazowa, więc zero sprzątania!
Jeden dzień wystarczył, by naładować akumulatorki i dziś z nową energią zacząć dzień. Mam nadzieję, że wieczorkiem uda mi się zrobić ładny trening z podbiegami 😉
Dziewczyny, dziękuję i liczę na powtórkę 🙂
Co o tym myślisz?