Rano ze snu wyrwało mnie uderzenie pioruna. Za chwilę kolejne, do tego ulewa jakich mało. Deszcz walił w szyby jak opętany nie pozwalając zasnąć jeszcze na chwilę. Myślę sobie, extra. Biegałam już w śnieżycy, przy -20°C, biegałam podczas deszczu ale nigdy podczas burzy. No nic, kolejne nowe doświadczenie w moim życiu. Z ciężkimi nogami zwlokłam się z łóżka. Chwila spędzona pod chłodnym prysznicem nieco mnie dobudziła. Całkiem obudzona byłam po śniadaniu i szklance wody z cytryną.
Ok godz 10 zaczęło się przejaśniać. Po burzy i intensywnych opadach została już tylko duchota, która z każdą minutą była coraz bardziej nieznośna. Na Agrykolę pojechałam z dwiema Kaśkami. Po drodze plotki, ploteczki. Na miejscu mnóstwo kobiet w różnym wieku, ale za to wszystkie w tych samych koszulkach i doskonałych humorach. Babski bieg ma jednak w sobie coś cudownego! Nie czuć tu jakiejś niezdrowej rywalizacji, tu czuć prawdziwą babską solidarność, wzajemne motywowanie i wspieranie się podczas biegu i miłe gesty takie jak choćby podzieleniem się łykiem wody czy kawałkiem banana z nieznajomą!
Dzisiejszy bieg to kolejna już edycja Samsung Irena Women’s Run, 5 km biegu tylko dla kobiet. Trasa zdecydowanie z tych bardziej urokliwych, biegnąca przez tereny Łazienek Królewskich i Aleje Ujazdowskie. Sporym wyzwaniem okazał się morderczy podbieg Belwederską, który za sprawą upału i bardzo ciężkiego powietrza sprawiał wrażenie jeszcze trudniejszego. Niektóre dały radę podbiec pod górkę, niektóre walczyły a jeszcze inne po prostu szły. Straty czasowe (o ile dla którejś są ważne) można było nadrobić nieco później, zbiegając ul. Piękną. Zdecydowanie podbiegi nie są moją mocną stroną, zbiegi…uwielbiam! Mogłabym tak biec i biec 😉
Chwilę później upragniona meta a za nią nagroda w postaci pięknego medalu. Z butelką wody i wafelkiem w ręku udałyśmy się na trawę, by niczym dzieci poleżeć przez chwilę i odpocząć. Dawno nie leżałam na trawie. Tak po prostu. Radość? Bezcenna! Udział w takim biegu? Niezapomniany!
Co o tym myślisz?