Ojjjjjjjjjjjjj to była sobota! Po kontuzji powoli dochodzę do siebie i w końcu mogę robić to, co lubię najbardziej – być aktywna! Oczywiście wszystko z głową i nadal ostrożnie, co po tak długiej przerwie, wcale nie jest takie łatwe. Wiem już, jak czuje się przysłowiowy „pies, zerwany z łańcucha”.
Do południa wybrałam się z Kaśką na jogę. Zamiast typowych wygibasów i stania na głowie, dziś zajęcia były jakby pode mnie (choć oczywiście to czysty przypadek) – joga dla kręgosłupa. 1,5 godziny ćwiczeń rozciągających i relaksacyjnych. W użyciu mata, wałki, paski i klocki 🙂
Po szybkim obiedzie i jeszcze szybszym odpoczynku, wybraliśmy się rodzinnie na trzecią już edycję Pikniku z kulturą japońską – Matsuri. Zeszłoroczna, o której możecie przeczytać tutaj, pozostawiła pewien niedosyt, dlatego też z niecierpliwością czekałam na edycję tegoroczną. Co tam będę ściemniać, powiem wprost – najbardziej wyczekiwałam stoisk z japońskimi przysmakami. Jedno z nich było moim faworytem. Niepozorne małe kulki, zwane „takoyaki” – na to czekałam najbardziej. Owszem stoisko było i w tym roku, jednak tym razem musieliśmy obejść się smakiem. Mniej więcej w połowie trwania pikniku, przed stoiskiem zobaczyć można było już tylko to:
No cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Tym razem próbowaliśmy: Macha Milk Shake (pycha!), kruszony lód z sosem truskawkowym i polewą z mleka skondensowanego (słodkie, ale smaczne) i standardowo sushi (przyzwoite, choć szału nie było).
Oczywiście strefa „foodowa” nie była jedyną atrakcją Matsuri. Całości dopełniały liczne pokazy japońskich artystów, stoiska z przedstawicielami wiodących marek japońskich takich jak Pentel, Shiseido czy Suzuki, które zapewniło dodatkową atrakcję w postaci naklejek samochodowych z naszym imieniem, tyle, że napisanym po japońsku.
Wprost z pikniku jechałam na Nike+ Free Run, imprezę biegową dla kobiet. 10 różnych dystansów, 10 różnych liderek, 10 różnych miejsc startu i jedna, wspólna dla wszystkich meta.
Tym razem wybrałam trasę najkrótszą, bo zaledwie 3 kilometrową, którą prowadziła ambasadorka firmy Nike, Magda Wierzbicka wraz z maratończykiem, Emilem Dobrowolskim (rekord życiowy w maratonie 2:14:39). Ubrane w te same koszulki, które znalazły się w pakiecie, wystartowałyśmy spod PKiN. Wolno i bez spinki. Tym razem bez numerów startowych i bez pomiaru czasu, za to z uśmiechem, szczególnie wtedy, gdy po ulewie w okolicach Grobu Nieznanego Żołnierza, pojawiło się słońce i tęcza.
Był zatem bieg, bardzo dużo rozciągania w Parku Saskim, nieco interwałów, ponownie bieg, kolejna przerwa na rozciąganie, tym razem Na Placu Zamkowym, a następnie marszobieg w kierunku Arkad Kubickiego, gdzie znajdował się nasz cel.
Po przekroczeniu linii mety każda z nas otrzymała kopertę, w której skrywały się piękne hasła motywacyjne w postaci naklejek, a także bransoletka na rękę opatrzona hasłem #LEPSZA JA. Były leżaki z ciepłymi kocami, stoiska ze zdrowymi przekąskami, atrakcje sportowe takie jak trampoliny, strefa szarf czy strefa boksu, a wieczorem także i koncert.
Impreza była cudowna, atmosfera fantastyczna, a my, zmotywowane i szczęśliwe możemy działać dalej!
Co o tym myślisz?