Ktoś mógłby pomyśleć, że to wpis sponsorowany, bo same tu achy i ochy. Zaskoczę was! To nie jest wpis sponsorowany. Do organizacji i samego biegu On The Run po prostu nie ma się do czego przyczepić.
On The Run to charytatywne, cykliczne już biegi, które mam nadzieję, na stałe wpiszą się w kalendarz warszawskich wydarzeń biegowych. Nietypowa jest tu trasa – bo parkowe aleje, nietypowa lokalizacja – bo Łazienki Królewskie, nietypowa pora – bo wieczorowa, żeby nie powiedzieć, nocna.
Wczorajszy bieg był już szóstą edycją OTR. Niemal 500 uczestników, punktualnie o godz.23:00 usłyszało strzał startera. Trasa jak zwykle była bardzo dobrze oznaczona, płaska, z kilkoma zakrętami, w sporej części oświetlona, choć bywały też miejsca, gdzie przydawała się wyobraźnia. Mimo iż dystans krótki, bo zaledwie 5 km, co chwilę zobaczyć można było wolontariuszy i sanitariuszy, którzy czuwali nad bezpieczeństwem uczestników. W żadnym innym biegu, nie widziałam ich aż tylu.
Na mecie piękne, świecące w ciemnościach medale (co edycja to inny kształt i kolor tasiemki) do tego folie termiczne zakładane przez wolontariuszy na ramiona. Kawałek dalej izotoniki, woda, a także – co nie zdarza się przy tak krótkich dystansach – posiłek regeneracyjny przygotowany przez restaurację Belvedere.
Niby bieg, jak każdy inny, a jednak takiej atmosfery jak tu, nie ma nigdzie indziej. Czyżby jakaś magia Łazienek Królewskich?
Mimo późnej godziny, uśmiechy od ucha do ucha.
… i już nie mogę się doczekać kolejnych zawodów z tej serii 🙂 Kasiu B i Kasiu J, biegniemy prawda?
Co o tym myślisz?