Choć to już 10-ta edycja Biegu Wedla, udział brałam w nim po raz pierwszy.
Impreza rozpoczynała się o godz.10:00 biegiem i marszobiegiem na orientację, chwilę potem swoich sił próbowali najmłodsi. Punktualnie o 12 nastąpił start na dystansie 5,43 km a o 13 na 9 km. Dużym plusem była możliwość startu w obu biegach w ramach jednego wpisowego, a więc doskonała okazja do dłuższego wybiegania. Ja wybrałam dystans krótszy, trasę dłuższą zaplanowaną mam na jutro.
Jak dla mnie tak późne godziny startu są idealne, gdyż nie znoszę wczesnego zrywania się z łóżka, szczególnie w weekend. A tu i wyspać się można było i w spokoju zjeść śniadanie z rodziną. To lubię 🙂
Park Skaryszewski to do biegania miejsce całkiem niezłe. Okolica jest urokliwa sama w sobie, szczególnie w sezonie letnim. Sporo tu ławek i miejsca do porządnego rozciągania, a brak świateł sprawia, że można tak biec i biec… dookoła. No właśnie. Tak jak podczas zwykłych treningów zupełnie mi to nie przeszkadza, tak podczas zawodów niestety tak, no nie lubię pętelek i już. Im jest ich więcej, tym łatwiej można się pomylić i zamiast skupiać się na biegu, zastanawiam się które okrążenie właśnie robię.
Dzisiejszy Bieg Wedla określiłabym jako bieg kameralny. Zdecydowanie brakowało mi atmosfery, która panuje podczas większych biegów zorganizowanych, no i jakiegokolwiek dopingu. Ot, takie drobne rzeczy, które cieszą i dodają skrzydeł.
Za linią mety szybkie i sprawne wydawanie medali, kawałek dalej dyplomy dla wszystkich uczestników, upominki w postaci słodyczy od Wedla, a także kubek z gorącą czekoladą wedlowską. I choć w Pijalni Czekolady byłam może ze dwa razy, tak ta czekolada była najlepszą, jaką w życiu piłam. Taka przyjemnie słodka nagroda za dzisiejszy bieg 🙂
Co o tym myślisz?