Zdarza się, że nie mam ani przygotowanego, ani zaplanowanego obiadu. Rzadko bo rzadko, ale się zdarza. Najprościej byłoby albo kupić jakiegoś gotowca, którego w domu trzeba będzie jedynie podgrzać, albo iść do restauracji. Problem w tym, że zazwyczaj gotowce nafaszerowane są różnymi konserwantami i polepszaczami smaku, nie są wcale ani zdrowe, ani smaczne. Z kolei wyjście do restauracji kosztuje, zazwyczaj niemało. Takie wizyty warto zostawić na naprawdę specjalne okazje.
Warto więc przejrzeć na szybko zapasy w domu i zastanowić się, co można zrobić z tego, co mamy. Uwierzcie mi, ze wszystkiego da radę zrobić naprawdę smaczny posiłek. Wystarczą chęci i odrobina wyobraźni.
Dziś takim domowym „fast foodem” stała się fasolka szparagowa, którą miałam w zamrażalniku. Doprawiłam ją na sposób tajski i podałam z japońskim makaronem Udon, który kilka dni temu kupiłam w promocyjnej cenie. Olej sezamowy choć nie jest najtańszy (butelka od ok 12 nawet do 30 zł), jest bardzo wydajny i jeśli lubicie aromatyczne potrawy, warto go mieć. Sosu sojowego zazwyczaj używam zamiast soli, a czosnek, imbir i cytrynę mam zawsze w lodówce (woda+cytryna+imbir+miód to naturalna i świetna kuracja wzmacniająca organizm!)
składniki (porcja dla 1 osoby):
- 1 garść zielonej fasolki szparagowej
- 1 łyżka oleju sezamowego
- 1 łyżka sosu sojowego
- papryczka chilli (dałam ok 1 cm, jeśli lubicie pikantne potrawy możecie dać jej więcej, można też z tego zrezygnować)
- 2 cm świeżego imbiru
- 1 ząbek czosnku
- 1/2 cytryny
- makaron
Na rozgrzany olej wrzucamy fasolkę szparagową i podsmażamy ok 3-4 minut. Dodajemy posiekaną papryczkę, imbir oraz czosnek i trzymamy na małym ogniu ok 1-2 minut. Kiedy fasolka nieco zmięknie dodajemy sos sojowy, całość mieszamy. Przed podaniem skrapiamy sokiem z cytryny i ponownie mieszamy.
Podajemy z makaronem i kolendrą. Fasolkę posypujemy słonecznikiem (można zastąpić sezamem).
Smacznego!
Co o tym myślisz?