Za twarde, za miękkie, za słodkie, zbyt ostre… i tak za każdym razem, gdy wyciągałam pierniki z piekarnika. Mimo iż każdego roku robiłam je z innego przepisu w nadziei, że „tym razem wyjdą takie jak powinny”, nie wychodziły jak powinny! Być może za bardzo chciałam by się udały, a wiadomo jak jest… jak się człowiek cieszy…
W tym roku postanowiłam nie cieszyć się zbyt wcześnie. Wyszłam z założenia, że jak wyjdą, to wyjdą, a jak nie, to trudno. Co najwyżej zamiast do konsumpcji trafią jako świąteczna ozdoba na choinkę 🙂 Nie posiłkowałam się też żadnym przepisem, dodawałam wszystko to, co uważałam, że w pierniczkach być powinno. Co pewien czas smakowałam ciasto modyfikując je na bieżąco. Tym razem nie dodałam też cukru, zamiast niego wlałam więcej miodu…
… wyszły boskie! smaczne i przyjemnie kruche!
Składniki na ok 60 szt:
- 1 kostka masła (200 g)
- 8 łyżek miodu
- 2 łyżki przyprawy korzennej do pierników (lub: 1 łyżeczka mielonego imbiru, 1 łyżeczka cynamonu, 1 łyżeczka kardamonu, 1/2 łyżeczki mielonych goździków, 1/2 łyżeczki mielonego ziela angielskiego, 1/3 łyżeczki mielonego czarnego pieprzu)
- 1 łyżka kakao
- 3,5 szkl mąki pszennej
- 2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 4 łyżki śmietany 12%
- 3 żółtka
W małym garnku roztapiamy masło, dodajemy miód, przyprawę do pierników, kakao i mieszamy aż składniki się połączą. Odstawiamy do ostygnięcia.
W misce mieszamy mąkę, sodę, śmietanę i żółtka, stopniowo dodajemy wystudzoną mieszankę. Dokładnie mieszamy. Składniki można ugniatać ręcznie, ja skorzystałam z pomocy miksera, który całą „brudną robotę” zrobił za mnie. Idealne ciasto piernikowe to takie, które nie przykleja się nam do rąk.
Na stole rozsypujemy odrobinę mąki i rozwałkowujemy ciasto (najlepiej podzielić je sobie na kilka części) na grubość ok 3 mm (soda sprawi, że ciastka i tak staną się nieco wyższe). Za pomocą foremek wykrawamy wzory, wykładamy na blachę i pieczemy 8 minut w piekarniku nagrzanym do 180°C.
Po ostygnięciu dekorujemy.
Co o tym myślisz?