Czarowała, doprawiała, smakowała i… zaserwowała tajszczyznę. Wprawdzie nie wiem, czy dodanie do potrawy mleka kokosowego, imbiru czy kardamonu czyni ją już potrawą tajską i być może rodowity Taj pokręciłby tylko głową, ale zaryzykowałam użycia określenia „danie tajskie” z dodatkiem – w wydaniu europejskim. No cóż mogę powiedzieć? – pysznie wyszło!
składniki:
- 500 ml mleka kokosowego (dobrej jakości! tu warto patrzeć na skład!)
- sos rybny do smaku
- sos sojowy do smaku
- 2-3 plastry limonki (lub trawa cytrynowa)
- 1/2 łyżeczki pasty curry (użyłam żółtej) – ilość pasty jakiej użyjemy, zależy od stopnia ostrości jaką lubimy
- szczypta kardamonu
- szczypta imbiru proszkowanego lub kawałek świeżego
- papryka czerwona
- cukinia
- groszek zielony (mrożony)
- filet z indyka/krewetki/tofu – czyli kto co lubi, kto co może
- dodatki: ryż lub makaron, kolendra
Mleko kokosowe podgrzewamy w średnim garnku, dodajemy pastę curry, sos rybny i sojowy. Doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy gaz. Dodajemy kardamon, imbir i plastry limonki, po czym dorzucamy dodatki – pokrojoną cukinię i paprykę. Trzymamy na średnim ogniu ok 5 minut. Dodajemy pokrojonego w paski indyka/obrane i czyszczone krewetki lub tofu. Gotujemy do czasu aż mięso zmięknie. Na chwilę przed końcem gotowania dodajemy groszek.
Tak przygotowane danie podajemy z ugotowanym ryżem lub makaronem (np. sojowym lub ryżowym). Posypujemy świeżą kolendrą.
Co o tym myślisz?