Relacja z Biegu na Piątkę

Wiele osób po dobiegnięciu do mety zamiast czuć radość, czuje zawód. Bo nie było życiówki, bo założyli sobie, że pobiegną na 19’22” a pobiegli na 20’01”, bo wyprzedził ich znajomy, który zaczął biegać całkiem niedawno, bo to, bo tamto… Ja się pytam, gdzie te endorfiny, gdzie ta duma, gdzie ta radość, którą czuliście kiedy zaczynaliście biegać?

Jestem chyba jedną z nielicznych, dla których nie liczy się czas. Bez spinki, bez założeń, ale z tą samą radością, co na początku mojej przygody z bieganiem! I z dumą, bo odkąd postanowiłam, że będę biegać, mimo wielu wzlotów i upadków, nadal to robię.

Cóż więc napiszę o niedzielnym biegu? Było świetnie!

Atmosfera była cudowna! Te emocje, które towarzyszą mi zawsze w dniu startu, są wprost nie do opisania. I nie zrozumie tego nikt, kto choć raz nie brał udziału w takim, lub podobnym wydarzeniu. Tłumy maratończyków, uczestników Biegu na Piątkę, rodziny i przyjaciele osób startujących. Ustawienie się na linii startu, szybsze bicie serca, strzał startera i dziwny spokój. A później już tylko ogromna radość z przekroczenia mety. Piękny medal wręczony przez wolontariuszkę, kawałek dalej butelka z wodą, która przyjemnie orzeźwiła oraz ku mojemu zaskoczeniu – posiłek regeneracyjny w postaci zupy pomidorowej, którą wraz z dwiema Kaśkami potraktowałyśmy jako deser urodzinowy jednej z nich. To wszystko nadal mnie cieszy i mam nadzieję, że to się nie zmieni.

Organizacja sama w sobie była na najwyższym poziomie.

Koniec. Za kilka dni kolejny bieg, tym razem Biegnij Warszawo na 10 km.

 

 

 

Komentarze

Co o tym myślisz?