Jeszcze kilka lat temu, zorganizowanych imprez biegowych było jak na lekarstwo. Teraz jest ich tyle, że trudno wybrać TĘ najfajniejszą, szczególnie gdy odbywają się one w tym samym dniu i o tej samej godzinie. Tak było i tym razem – Onkobieg, Bieg przez most, Warsaw Business Run i bieg „Samsunga”. Wybór trudny, choć w tym przypadku zwyciężyła siła marketingu…
Samsung Irena Women’s Run to bieg dedykowany kobietom – wspólna, piękna akcja mająca na celu zachęcenie pań do zdrowego stylu życia, aktywnego wypoczynku oraz, dzięki zakupowi pakietu startowego, wsparcie Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków na szeroko pojętą walkę z cukrzycą. Honorowy patronat nad wydarzeniem jak co roku objęła Irena Szewińska, siedmiokrotna medalistka olimpijska, jedna z najbardziej znanych i utalentowanych polskich lekkoatletek.
Niedziela, 8:30, czas wstawać. Zza żaluzji przedziera się mocne słońce, a to oznacza tylko jedno – będzie ciężko…
Na Agrykolę jedziemy jak zawsze razem – dwie Kaśki, dołącza Tosia i Hania. Humory dopisują, tematów do obgadania jest jak zwykle całe mnóstwo, tym bardziej po wakacjach. Na miejscu spotykamy się jeszcze z Dotą, Agnieszką i Klaudią. Tematów do rozmów przybywa, a czasu do startu coraz mniej 🙂 Tłum radosnych kobiet w niebieskich koszulkach z pakietu przechodzi na linię startu. Łącznie 1193 niewiasty. No i zaczęło się – szybko, wolno, Gallowayem, jak kto może. Cel jeden – dotrzeć do mety.
Trasa nie była zaskoczeniem, szczególnie dla kogoś, kto brał udział w poprzednich edycjach biegu – start zaplanowano u podnóża Pałacu Ujazdowskiego, dalej urokliwymi i zacienionymi Łazienkami, w kierunku paskudnego podbiegu na Belwederskiej, gdzie sporo z nas, amatorów kapitulowało by na prostych, choć mocno nasłonecznionych Alejach Ujazdowskich odzyskać nieco sił. Dalej już tylko przyjemny zbieg Myśliwiecką. W sumie, równe 5 km. Trudne, bo w pełnym słońcu, a to jest coś, czego chyba jednak nigdy nie polubię, na dodatek po kontuzji, co oznacza, że z dużo gorszą kondycją. Najważniejsze jednak, by iść do przodu, co niniejszym uczyniłam ciągnąc za sobą zapoznaną na trasie debiutantkę.
Na mecie piękny medal, kawałek dalej… puste stoły. No właśnie, zabrakło wody! Totalna porażka. To nie pierwsza taka sytuacja, gdy podczas zorganizowanego biegu masowego organizator nie zadbał o odpowiednią ilość podstawowej rzeczy, jaka powinna być zapewniona. Coraz częściej organizatorzy skupiają się na świetnym marketingu, który ma nas zachęcić do wzięcia udziału w imprezie, na oprawie, która tak naprawdę ma niewielkie znaczenie, a zapominają o podstawach. Smutne to, ale prawdziwe… Szczęście w nieszczęściu, że było to tylko 5 km, bo przy dłuższym dystansie mogło się to źle skończyć.
Niestety taka niby drobnostka a jednak przyćmiła resztę. Szkoda, bo bieg z tych naprawdę fajnych.
Z pozytywów: szybkie i sprawne wydawanie pakietów, fajny pakiet sam w sobie – super koszulka techniczna i poradnik biegacza, kurtyna wodna, w której można było się schłodzić po biegu i fajna atmosfera.
Co o tym myślisz?