No i okazuje się, że piekarz wcale nie musi mieć mąki na brodzie 🙂
Dość długo szukałam odpowiedniego pieczywa dla siebie. Osoby chore na kandydozę, tak jak ja, powinny ze swojej diety wykluczyć produkty zawierające drożdże i mąkę pszenną. Zazwyczaj w dobrych piekarniach i sklepach ekologicznych można kupić gotowe pieczywo, np. żytnie robione na zakwasie, ale przyznam, że powoli zaczęło mi ono bokiem wychodzić. Przejadłam się i tyle. Kombinowanie w domu z zakwasem raczej mi nie wychodziło, zaczęłam więc szukać w necie przepisów na chleb, który nie ma ani drożdży, ani zakwasu ani też mąki. Znalazłam go na mynewroots.org i oczywiście nie byłabym sobą, gdybym go lekko nie zmodyfikowała 😉
Od razu mała uwaga, szczególnie do osób trenujących. Jeśli do tej pory jedliście pieczywo białe, a teraz zdecydujecie się na takie pełnoziarniste, nie udawajcie się od razu na trening. Taka ilość ziaren potrafi nieźle zamieszać 😉
potrzebne składniki:
- 1 szkl nasion słonecznika
- 1/2 szkl lnu
- 1,5 szkl płatków owsianych
- 1,5 szkl wody
- 2 łyżki nasion chia lub siemienia lnianego
- 2 łyżki pestek dyni
- 4 łyżki płatków sojowych
- 4 łyżki nasion psyllium (babka płesznik, do kupienia w sklepach ekologicznych i w aptekach)
- 4 łyżki sezamu
- 1 łyżeczka soli (użyłam himalajskiej)
- 2 łyżki miodu (można użyć także syropu klonowego lub stewii)
- 3 łyżki płynnego oleju kokosowego
Wszystkie składniki łączymy ze sobą i odstawiamy na kilka godzin (najlepiej na całą noc), aby ciasto porządnie nasiąkło. Przekładamy do silikonowej keksówki i wkładamy na środkową półkę do piekarnika nagrzanego do 175°C. Pieczemy 20 min, po czym wyciągamy, wyciągamy z foremki, przewracamy bochenek do góry nogami, ponownie umieszczamy w formie i znów pieczemy, tym razem ok 30-40 min. w zależności od rodzaju piekarnika.
Przed pokrojeniem czekamy do całkowitego wystygnięcia (w przeciwnym razie chleb może się kruszyć).
Smacznego!
Co o tym myślisz?